Jak przetrwać rozstanie?
by Mariusz
Witam was. Ostatnio przeczytałem dość interesujący artykuł na temat rozstań. Zaniepokojony niepowodzeniami w życiu prywatnym jakie nastąpiły u mnie w ostatnim czasie wzbudziły we mnie od dawna uśpione przemyślenia. Aby sobie oszczędzić niepotrzebny ból, postanowiłem poczytać trochę w internecie. A więc jak poradzić sobie z rozstaniem? Jak pogodzić się z rozwodem? Na warsztat wziąłem bardzo interesujący artykuł zamieszczony na stronie http://www.bezstresowy.pl. Z wieloma rzeczami jesteśmy zgodni jednak warto rozwinąć ten temat, więc wziąłem artykuł na warsztat.
Jednymi z najcięższych przeżyć w życiu każdego człowieka są niewątpliwie rozstania. I nie jest istotne czy żegnamy się z ukochaną osobą, zwierzęciem, miejscem czy rzeczą… każda strata jest bolesna, bardziej lub mniej, jednakże zawsze pozostawia ślad na duszy i w umyśle. Jak sobie poradzić z najbardziej nieprzyjemną, czyli stratą ukochanej osoby? Rozstanie, bo o nim mowa (pomijamy w tym miejscu takie wypadki losowe jak śmierć) zawsze jest trudnym przeżyciem dla człowieka. Skupimy się tutaj na decyzji podjętej przez jedną osobę, czyli na tzw. porzuceniu.
Porzucenie jest bardziej bolesne im więcej mamy wspomnień i spędzonych lat przy boku drugiej osoby, im bardziej ją kochamy i czujemy się z nią związani emocjonalnie i duchowo. Niejednokrotnie przyjaźnimy się z bliską nam osobą, dzielimy z nią smutki i radości, pomagamy w trudnych chwilach, spędzamy ze sobą czas i tworzymy intymność i swojego rodzaju własny świat. Dlatego ciężko nam zrozumieć decyzję o odejściu bliskiej nam osoby, szczególnie jeśli dotyczy ona wejścia w kolejny związek przez naszego dotychczasowego partnera. Bolesny jest to niestety temat, który pochłonął wiele ofiar i sprawił, że ludzie pod wpływem wielkich emocji ujawniają nietypowe dla siebie lub głęboko skrywane uczucia i zachowania. I każdy zachowuje się podczas rozstania inaczej – głośne krzyki, gniew, płacz, głęboki smutek, apatia, wyciszenie, wycofanie z życia, przygnębienie, a czasami depresja.
Uczucia wybuchają, skrywane żale wydostają się na powierzchnię i stanowią swojego rodzaju tarczę lub dzidę, którą ranimy jeszcze do niedawna ukochaną osobę. Czujemy się podle, brak nam motywacji do działania, reagujemy momentami dość dziwnie i nie dopuszczamy do siebie myśli o tym co się stało. Wciąż mając nadzieję, że ukochana osoba się opamięta i do nas wróci, prosząc o wybaczenie i przepraszając za pomyłkę. Jeśli nic takiego się nie dzieje, wpadamy w jeszcze większą rozpacz i ciężko nam się pozbierać. Nie możemy się na niczym skupić, nic nas nie cieszy, a jedyną rzeczą którą robimy w miarę dobrze jest sen i płacz (lub czasem bezsenność i brak łez) Pierwsze myśli po rozstaniu oczywiście dotyczą tego, że już nic nie będzie takie jak było, że nigdy nie będziemy tak szczęśliwi jak kiedyś i że nic dobrego już nas nie spotka. Koniec. Kropka – do końca życia będziemy już wiecznie nieszczęśliwi.
Na całe szczęście wcale nie musi tak być. Oto kilka zasad, które pomogą, a na pewno ułatwią życie po rozstaniu. Trzeba podejść do tego jak do początku czegoś fantastycznego, jak do nowej przygody, jaką mamy okazję przeżyć i przede wszystkim skupić się na tym, że to nie koniec, a dopiero początek naszej drogi, bez względu na to ile mamy lat w metryce (a jak wiadomo mamy tyle lat na ile się czujemy)
Z pewnością słyszeliście o rozstaniach par, które były ze sobą przez wiele lat, nie tworząc niczego trwałego, czekając na nie wiadomo co i nie robiąc nic w kierunku rozwoju związku, które po rozstaniu odnajdują swoje drugie połowy i nie czekając długo pobierają się lub zakładają rodzinę. Lub o osobach, które w podeszłym wieku odnajdują się i spędzają jesień życia w ramionach bliskiej im osoby. Życie jest bowiem pełne niespodzianek i nigdy nie wiadomo co czeka za rogiem. Zatem co zrobić by przetrwać rozstanie? Oto kilka prostych rad, które ułatwią nam przetrwanie ciężkich chwil.
- Czas leczy rany – ta prosta sentencja ma w sobie dużo racji – czas uleczy rany Twojej duszy, tak samo jak leczy rany ciała. Potrzebujesz czasu by do siebie dojść, by ponownie uwierzyć w siebie, w swoją wartość i w to, że możesz kochać i być kochanym. Daj sobie czas – bardzo go potrzebujesz, niczego nie przyspieszaj.
- Przebacz drugiej osobie zdradę waszego związku, sobie wybacz błędy jakie w trakcie jego trwania popełniłeś, spraw, by Twój umysł oczyścił się ze złych emocji.
- Wycisz się, zacznij medytować, poświęć chwilę w ciągu dnia na niemyślenie o niczym, na relaksację.
- Zastanów się nad pozytywami całej sytuacji, może nie wszystko co dotyczy rozstania jest złe – masz więcej czasu dla siebie, możesz robić to na co masz ochotę bez oglądania się na drugą osobę, może coś przestało Cię krępować.
- Jeśli nie uprawiasz sportu, właśnie teraz zacznij – aktyność fizyczna poprawia samopoczucie, sprawia, że stajemy się dla innych, ale przede wszystkim dla siebie o wiele atrakcyjniejsi, ale również zdrowsi, pełni energii, a endorfiny jakie się wtedy wyzwalają, poprawiają nasz nastrój.
- Pomyśl o sobie jako o singlu, aktywnej osobie, która zwiedza świat w otoczeniu przyjaciół, jada w najlepszych restauracjach, czyta dobre książki, wychodzi wieczorami na miasto, uprawia sport, ma mnóstwo ciekawych hobby, dobrą, interesująca pracę i ciekawe życie – jeśli dotychczas tego nie doświadczyłeś, zacznij wizualizować. Wyobraź sobie siebie w takich sytuacjach, spraw, by mózg włączał te obrazy do codziennej rutyny.
- Podejdź do lustra i uśmiechnij się do siebie – szczerze, z radością jakbyś zobaczył dawno niewidzianego przyjaciela. Pokochaj siebie, tylko w ten sposób będziesz w stanie kochać innych i sam również doświadczysz miłości.
- Porozmawiaj z przyjacielem, bliską osobą, rodzicami, rodzeństwem, rodziną, którzy być może doradzą Ci, jeśli kiedykolwiek byli w podobnej sytuacji.
- Wyjdź z domu, daj się wyciągnąć na miasto lub spacer przyjaciółce, koledze czy komukolwiek innemu komu zależy na Twoim szczęściu i radosnym uśmiechu. Nie zamykaj się w domu – i chociaż z pewnością ciężko jest wydostać się z tego smutku, postaraj się chociaż na chwilę o nim zapomnieć. Wyjdź i chociaż spróbuj się pobawić. Muzyka, głośne rozmowy z pewnością odciągną Cię od rozpaczy na krótki czas, a to już prawdziwy sukces.
- Daj się zaprosić na randkę – jeśli masz taką okazję, umów się z zapraszającą Cię osobą, nawet jeśli to jednorazowe spotkanie, będziesz mieć pogląd na to, co dzieje, się w nowym dla Ciebie, randkowym świecie i dzięki temu być może wkrótce uda Ci się spotkać kogoś naprawdę odpowiedniego.
- Wypisz na kartce wszystkie denerwujące Cię wady Twojego byłego partnera. Być może okaże się, że było ich naprawdę dużo i nie pasowaliście do siebie.
- Postaraj się myśleć o rozstaniu, jako o doświadczeniu do kolekcji. O tym, że to doświadczenie nauczy Cię życia, że to po prostu kolejna lekcja, jaką musisz przejść, by wydorośleć, dojrzeć lub stać się lepszym człowiekiem.
- Zapomnij o nienawiści, o dramatyzowaniu, o zemście i o innych negatywnych emocjach. Pamiętaj, że to co wyślesz do innych, wróci do Ciebie ze zdwojoną mocą. Wysyłaj tylko pozytywne myśli. Najlepiej, byś chciał, by Twoja była miłość doświadczyła szczęścia, w końcu kiedyś byliście kochającą się parą i właśnie na tym Ci zależało. Niech tak pozostanie. Skoro nie możecie być szczęśliwi razem, bądźcie szczęśliwi osobno.
- Nie dzwoń do byłego partnera – niech i on za Tobą zatęskni (prawdopodobnie i tak mu Ciebie brakuje, chociaż może tego nie okazywać). Daj mu odczuć, co to znaczy pozostać porzuconym.
- Znajdź sobie hobby, rozwijaj się, naucz się nowego języka, idź na basen, popraw swoją kondycję, znajdź sobie jakiś ciekawy cel i dąż do niego. Poprawisz swoje samopoczucie, wzrośnie Twoja pewność siebie i po prostu się rozwiniesz. Zacznij robić to, co sprawia Ci przyjemność, a nie miałeś okazji tego robić będąc w związku. Być może było to coś, czego partner/partnerka po prostu Ci zabraniali.
- Obejrzyj w wesołym gronie dobrą i śmieszną komedię, nic tak nie poprawia nastroju jak salwy śmiechu w kinie lub przed telewizorem.
- Znajdź osobę, która Cię inspiruje, która pomimo ciężkich przeżyć doszła do czegoś w życiu i obecnie jest bardzo szczęśliwa. Przeczytaj jej życiorys, zainteresuj się tym, jak dochodziła do siebie po rozstaniu lub po prostu co robi, by cieszyć się życiem.
- Odnajdź w sobie radość, idź na samotny spacer, poczuj się dobrze w swoim towarzystwie, zaplanuj kolejny etap życia i ciesz się z odzyskanej wolności.
Pamiętaj, Twój smutek i żal nie będą trwały wiecznie, to nie nieuleczalna choroba, na którą nie odnaleziono leku. To po prostu nieszczęśliwy etap w życiu, z którego jest wyjście. Nie rzucaj się w nowy związek od razu, daj sobie czas, uspokój umysł, poznawaj nowych ludzi, zastanów się czego chcesz od życia, na czym Ci zależy i czego oczekujesz od nowego, potencjalnego partnera. Wybieraj mądrze, a z pewnością uda Ci się odnaleźć szczęście, którego szukasz. To naprawdę tylko kwestia czasu… piszę to z własnego doświadczenia…a po burzy zawsze wychodzi słońce.
Jest to jeden z najlepszych tekstów traktujących o rozstaniach jakie przeczytałem, a było ich sporo. Co czyni go tak szczególnym? A więc nie jest nasycony dyskretną agresją, aby negatywnie nastawiać się do partnera, co jak wiadomo jest wpajaniem sobie nieprawdy i zwykle potwierdza się powiedzenie, że kłamstwo ma krótkie nogi. Przejdźmy od razu do wypunktowanych rad jak sobie poradzić do związku.
Przede wszystkim, tak – dać sobie czas – to zdecydowanie najważniejszy punkt i najtrudniejszy do pokonania. Któż z nas nie płakał gdzieś w kącie z telefonem oczekując na rozmowę. Zwykle to my wykonujemy ten pierwszy ruch i wybieramy numer, ale to wcale nie pomoże nam ani w możliwości powrotu, ani w zaspokojeniu świadomości, że przez chwilę jest dobrze, bo usłyszeliśmy jej/jego głos. Ani nie jest to dobre dla nas nawet jak się ułoży. Dlaczego? Zaraz po zerwaniu przeżywamy szok, który panuje nad nami. Pojawia się milion myśli i każda jest inna co wrzuca nas w karuzelę wspomnień, zmartwień i ostatecznie zamykamy się w sobie. Z czasem odczuwamy zmęczenie tymi myślami i chcemy się uwolnić przechodząc ze skrajności w skrajność z własnymi myślami. Chcemy zapomnieć, ale niekoniecznie. Spokojnie, to normalne. Przede wszystkim trzeba przetłumaczyć sobie, że to naprawdę nie jest koniec świata. Zasługujemy na więcej, lepiej i bez takich przeżyć jakie zafundowały nam nasze drugie połowy. Jednym z najskuteczniejszych argumentów jest przekonanie, że mimo tych wszystkim fajnych wspomnień jakie sobie zafundowaliśmy gloryfikując przy tym naszych ‚ex’ warto pamiętać, że przeżywamy osobistą tragedię. Skoro boli to zapewniam, że nasz partner wiedział co robi opuszczając nas więc nie warto patrzeć na niego jak na idola skoro stwarza ból, który świadomie spowodował. Po wielu dniach, miesiącach i latach tworzy się w nas nierozerwalna więź, ponieważ dociera do nas informacja, że pozostaliśmy sami. Prawda jest taka, że zawsze byliśmy sami i dopuszczaliśmy jedynie kogoś do siebie. Dlatego nie chodzi o zapominaniu kogoś kto był dla nas ważny, ani nie chodzi też o usuwaniu pamięci tylko chodzi wyłącznie o pogodzeniu się ze sobą. Po co się wiązaliśmy? Bo nam lepiej. Dlaczego z tym kimś? Bo komuś zależało. Podsumowując – czy jest nam teraz dobrze z tą znajomością? Czy czujemy, że komuś zależy? Więc dlaczego mielibyśmy marnować czas oraz siłę, na którą zasługuje ktoś kto nas docenia za to kim jesteśmy? Zamykanie się na jedną znajomość jest z góry skazane na niepowodzenie i sami będziemy sprawiać sobie ból myśląc o kimś kto chce o nas zapomnieć jednocześnie budując sobie życie z kimś kim nie jesteśmy. Mamy prawo być szczęśliwi.
Warto pogodzić się nie tylko ze sobą, czy ze świadomością, ale także z naszymi byłymi miłościami. Nie twórzmy negatywnych wspomnień, nie narażajmy się na sytuacje, których możemy żałować. Pogratulujmy im nowych związków, nowych sukcesów i życzmy im powodzenia w tworzeniu nowego rozdziału. A następnie pogratulujmy sobie sprawiedliwego i godnego pożegnania przez wzgląd na dawne czasy. Życie jest o wiele prostsze, kiedy żyjemy w zgodzie ze sobą i naszymi wspomnieniami. Może w ten sposób szybko zauważymy, że omija nas okazja odbudowania sobie życia na nowo z kimś kto nigdy nie dopuściłby do takiej zbrodni jakiej dopuściła się osoba, przez którą czytasz ten tekst.
Co do uprawiania sportu po zerwaniu – nie jest łatwo. Nie chodzi konkretnie o sport, tylko chodzi o zmianę trybu życia, co jest czasem niezbędne do zrobienia tego decydującego kroku naprzód. Sport jednak jest najprostszą formą, ponieważ jest w zasięgu ręki. Przebiegnijmy się parę kilometrów i wróćmy zupełnie zmęczeni – pozbędziemy się w ten sposób stresu, myśli i wspomnień. Będziemy za bardzo zmęczeni na głębokie przemyślenia, a umysł będzie na tyle odświeżony, że da nam to tą upragnioną ulgę. Zakupy nie pomogą nawet typowej kobiecie, tu chodzi o coś czego zupełnie nie robiliśmy do tej pory z własnej woli.
Dość ważną sprawą jest poruszanie się po miejscach, w których bywaliśmy razem z naszym mieszkaniem włącznie. Dom to świątynia wspomnień, które na każdym kroku przypomną nam o przeszłości nawet wtedy kiedy teoretycznie uważamy, że już czujemy się lepiej. Wspólne zdjęcie, but pod łóżkiem, perfum na półce – to wszystko nam odtworzy to, z czym próbujemy żyć dalej. Kiedy wracamy do pustego domu, w którym nic się nie zmieniło zwykle cierpimy dłużej. Przede wszystkim chodzi o chowanie przedmiotów, które będą naszym słabym ogniwem w radzeniu sobie z sytuacjami niepożądanymi. Czyli powinniśmy zapakować wszystkie przedmioty do jednego miejsca. Dorwałem niedawno niezły tekst traktujący o różnych ludziach w różnych przypadkach rozstania. Autor rekomendował, aby jak najszybciej wrzucić wszystko w pudło lub wyrzucić. Było nawet coś o symbolicznym spaleniu czegoś co należy (tak właściwie to należało) do niej/niego. Przyznam, że nie jest to najlepsza rada i osobiście nie polecam takich drastycznych eksperymentów. Serce i umysł potrzebują dość do siebie co trochę potrwa. Czy tego chcemy czy nie, musimy się wypłakać, naoglądać się i przejść te parę ciężkich chwil, aby zrozumieć swoje rozstanie, bo bez znaczenia jak ciężkie te rozstania będą to zawsze mają krótki powód. Kiedy już spojrzymy temu wszystkiemu w oczy to będzie to moment kiedy powinniśmy spakować przedmioty, które mają jakiś związek z ex. Odzież, buty, kurtki, książki, zdjęcia. Posadzić nowe kwiaty, zapalić nową świeczkę zapachową. Artykuł, o których wspomniałem nakazywał wyrzucać. To największy błąd jaki możemy popełnić. Dajmy to bliskiej osobie, najlepszej przyjaciółce, rodzicom, rodzeństwu. Zapakujmy w pudełko i przekażmy na przechowanie. W artykule pamiętam historię kobiety, która po rozstaniu z mężem wyrzuciła wszystko przez okno, a ktoś wykorzystał okazję, pozbierał niechciane przedmioty i uciekł – czyli bohaterka bezpowrotnie je straciła. Nie ma czego gratulować, bo jak sama powiedziała – bardzo żałowała swojej decyzji, ponieważ były tam zdjęcia z Bułgarii, a było to piękne miejsce i nie wie czy kiedyś uda jej się zwiedzić tamtejsze rejony. Najbardziej żałowała pierścionka i obrączki, które wyrzuciła automatycznie razem z resztą osobistych rzeczy. Mimo dożywotniej rozłąki, jej były mąż został pochowany wraz z ślubną obrączką na palcu – nigdy jej nie zdjął.
Inna historia opowiedziana była z perspektywy chłopaka, który próbował się umówić z dziennikarką, która chciała z nim przeprowadzić wywiad na temat rozstania. Strasznie wybrzydzał miejsca publiczne tłumacząc się, że są one za bardzo powiązane ze wspomnieniami, które nadal w nim siedziały i najwidoczniej była to nadal świeża sprawa. Otoczenie też trzeba przygotować na najgorsze. Czy to ławka w parku, czy to kumpel w pracy – ukrywanie, że wszystko jest ok to ostateczność, ale najlepiej powiedzieć wprost, że jest taki i taki problem. Pozwoli nam to uniknąć sytuacji kiedy ktoś palnie osobiste pytanie na temat związku, którego już nie ma. Jeżeli wiesz, że sobie poradzisz, to nie musisz mówić o sytuacji w domu.
Zawsze opłaca się napisać bardzo wylewny list adresowany do kogoś z kim nie jesteśmy już lub sporządzić listę wad. Oczywiście bez wysyłania, bo to się może źle skończyć lub nawet gorzej niż źle. Wyrzućmy to z siebie, to w końcu silny ładunek emocjonalny, który emituje przez nas i może się rozładować na kimś w bardzo nieodpowiednim momencie. Jako osoba, która została rzucona – poczujesz się lepiej kiedy zrozumiesz, że wady były nie do wytrzymania. Jeżeli jednak jesteśmy osobą, która porzuciła związek – lista taka nam pomoże podsumować sobie, czy wady te są dostatecznie poważne, aby zakończyły wspólny związek. Sprawdź, czy te wady wynikają z winy tej osoby. Może nie warto, aby ta właśnie osoba przechodziła największy kryzys w życiu zaraz obok utraty rodziców.
Jesteśmy kowalami własnego losu. Żyje się raz. Przesłanie jakie chciałbym przekazać na sam koniec – jeżeli przeżyłaś lub przeżyłeś taką sytuacje i identyfikujesz się z takimi historiami poszukując drogi powrotnej do normalnego życia nie bądź tą osobą, która nieudolnie kończy związek bez dyplomatycznych dyskusji szanując się wzajemnie. Jeżeli poczułaś/eś ten ból, nie czyń go komuś innemu.
Jak dobrze przeczytać powyższe słowa.. W momencie gdy stwierdzilam że być może jestem po prostu glupia i naiwna wierząc że szacunek do ukochanej osoby która nas zostawiła oraz życzenie szczęścia tejże osobie na nowej drodze życia to sposób na to aby wspólnie przeżyte lata były cennym darem a nie straconymi chwilami.. Dziekuję Mariusz :)
Witaj rrr. Dziękuje ci za miłe słowa i cieszę się, że do czegoś się przyczyniłem :) Dodatkowo dziękuję, że napisałaś komentarz, bo wróciłem do powyższego tekstu i sam sobie go przeczytałem. Rozstanie to proces, który ma swój początek i koniec. Na początek nie masz wpływu, ale na koniec jak najbardziej. Kiedyś moja koleżanka powiedziała mi, żebym nie ufał swojemu sercu, bo ono chce tylko mojej krwi ;) teraz ja tobie to mówię, a ty się uśmiechniesz. Każdy początek ma swój koniec, ale również każdy koniec…jest początek czegoś nowego :) niech to będzie coś szczególnego dla ciebie. 3m się.
Cześć… Również przeżyłam rozstanie… Prowadzę bloga. Zapraszam do przeczytania notki – Życie po rozstaniu (którego nie ma) może komuś pomoże http://lubiechodzicsamadokina.pl/?p=473
Witam. Jestem nowicjuszką w tym temacie. Kilka dni temu mąż zostawił mnie z dziećmi po 19 latach małżeństwa. Nie umiem się pozbierać. Chyba to jeszcze do mnie nie dociera, może mam nadzieję, że on przemyśli swój krok i wróci… Przekopuję internet w poszukiwaniu pocieszenia i historii podobnych do mojej. Tak trafiłam na Twój artykuł, który czytam już po raz wtóry. Działa jak balsam na moją duszę ale też rozwiewa płonne nadzieje na szczęśliwe zakończenie – czyli powrót.
Pozdrawiam i dziękuję za Twój artykuł.
Niestety i ja muszę się dołączyć do pechowców-rozstaniowców… Straciłam bliską mi osobę mimo 8 lat wspólnego życia, wsparcia i akceptacji licznych wad, które w innym przypadku sprawiałby, że przekreśliłabym kandydata bez zastanowienia. Miłość, ach cóż to robi z człowiekiem. Po kilku jego wpadkach, wybaczałam i trwałam dalej. Przerobiliśmy wszystko chyba co było: romans, kłamstwa, długi, problemy rodzinne, brak akceptacji znajomych, organizację ślubu i takie tam.. Byliśmy, zrywaliśmy, wracaliśmy do siebie… Teraz znów zerwaliśmy, ale różnica polega na tym, że ja nie mam już sił na dalszą zabawę w podchody.
Jak przezwyciężałam rozstania z nim? Kobieca intuicja niestety jest niezawodna. Pech chciał, że zawsze trafiałam na jakąś złą wiadomość przypadkowo (moc internetu i telefonów). Gdy chciałam z nim na ten temat rozmawiać, uciekał ze związku (przyłapany-jednym słowem) aby później przepraszać i robić powtórkę. Gdy mnie tak „zostawiał” – sama analizowałam sytuację i szukałam informacji… I wychodziło na moje… To cholernie bolało. Teraz, nie analizuję, bo wiem, że skoro ponownie uciekł to miałam znów rację a „wiadomości same napływają” od znajomych, przyjaciół czy nawet rodziny…
Czy jego powrót będzie znów możliwy? Zazwyczaj wygrywałam ze złymi nawykami jego po każdym powrocie, ale… Wymyśla coraz to inne atrakcje. Powrót jest możliwy, bardzo bym tego chciała, ale wiem, że nie poradzę sobie znów z bólem jaki będzie towarzyszyć mi później i ciągle będę bać się podobnych sytuacji… A na niego nie będę mogła liczyć w tej kwestii, bo… „Było minęło, zapomnij o tym jak ja”.
Czy więc warto za chwilę uniesienia i drobnego szczęścia ponownie przechodzić przez to wszystko? – zadałam sobie to pytanie nie raz, a z setki razy. Byłoby warto, gdybym została postawiona przed jego rodziną i przeproszona za kłamstwa i przyznał się do złych rzeczy… Na chwilę obecną to on jest tym dobrym, a ja kłamczuchą…
Czy jest do tego zdolny, aby przeprosić i przyznać się do bólu, który mi zadał? – to pytanie powinna każda osoba sobie zadać zanim powie: „dobrze, że wróciłeś”. Ja niestety znam odpowiedź (a przynajmniej tak mi się wydaje) i ona sprawia… Że każdego dnia po przebudzeniu powtarzam ją sobie w myślach lub na głos aby mieć siłę pójść do pracy, wstać, zjeść śniadanie itp.
Co zyskałam przez rozstanie? Spokój. Pomimo iż jest to świeża rana moje serce uspokoiło się na tyle, by nie przekreślać dalszego życia. Wiem, co dostanę od niego, wiem że jeśli znów dopuszczę go do siebie – nadejdzie dzień, gdy znów zniknie i będę cierpieć.
Co straciłam przez rozstanie? Osobę do której każdego dnia mówiłam „Kocham Cię” i dostawałam pozytywną odpowiedź zwrotną. Straciłam 3 lata życia, które mogło nie być zakłamane ani też pełne zabawnych i szęśliwych chwil pomieszanych ze łzami z powodu „trudnych sytuacji”.
Co teraz? Jestem spokojna, pomimo iż 5 dni temu przeżyłam „ucieczkę” która nadaje się do brazylijskiej telenoweli. Będę żyć odrzucając jedne myśli, a dopuszczając inne. Czas leczy rany,ale tylko wówczas gdy sami sobie wybaczymy i uświadomimy, że zrobiliśmy już wszystko. Pozostaje tylko czekać.
PS. Ale monolog walnęłam :D przepraszam, mam nadzieję, że nie zanudziłam :D
Przez 17 lat małżeństwa, a ponad 20 lat znajomości nie usłyszałem od mojej małżonki tak prostych słów „KOCHAM CIĘ” więc już zazdroszczę twojemu byłemu.
Pozdrawiam Luk
Lepiej nie słyszeć tych słów wcale jeśli mają być wypowiadane falszywie
Cześć.mam nadzieję że wytrwalaś.że jesteś dzisiaj choć trochę bliżej spokoju a dalej od tego strasznego bólu.ja jestem na początku tej drogi i już nie daję rady…
Witam, 2 dni temu rozstalam sie z mezem po 21 latach. Mozna zniesc duzo, ale kiedys w koncu jest ten jeden raz za duzo. Decyzja podjeta a i tak boli jak cholera. Za kazdym razem obiecywal poprawe i zawsze go tlumaczylam i mialam nadzieje ze moze teraz … Ze zrozumial co znaczy rodzina… Ale w koncu nadszedl czas ze przestalam sie oszukiwac, nic sie nie zmieni a ja za 10 lat bede sie musiala zajmowac chorym zniszczonym przez alkohol czlowiekiem. Czas sie obudzic i szukac innej drog, tylko jest tak ciezko. Tyle lat razem i zawsze myslalam ze na starosc bedziemy sobie podpora. Jestem na etapie placzu w poduszke i zalu, czytania artykulow jak sobie poradzic. Czytam wszystko i jak narazie ciezko mi uwierzyc, ze poczuje sie lepiej.
hej… widzę że większość ma troszkę inny problem.. zawsze było coś nie tak… ja zostałam porzucona bo „nigdy Cie nie pokocham”…. związek był cudowny, zrodził się z przyjaźni, dbał o mnie jak nikt, zabiegał, dogadzał, był moim najlepszym przyjacielem a ja jego przyjaciółką… ale powiedział że żyjemy jak przyjaciele nie jak para i że nie może pójść dalej…. mam kilka różnych rozstań za sobą ale to najbardziej boli bo wiem że już nic nie mogę zrobić… byłam tak szczęśliwa… zawsze mówił że poznaje sie uczucia po czynach a nie po słowach… a był dla mnie cudowny.. … jak sie z tym pogodzić? straciłam nie tylko mężczyznę ale przyjaciela, największego na świecie…………..minęły dwa tygodnie a ja czuje że jest coraz gorzej….
Ja też mam podobny problem, po 23 latach mąż odchodzi do innej. Zakochał się, Nie umiem sobie z tym poradzić. Czuję, że zawalił mi się świat. Nie ma już marzeń . Nie ma nic. Moja rodzina to było moje życie. Dobrze , ze mam kochane dziecko. Ale jego kochałam chyba za bardzo…
Tego co czuję, nie da się opisać. I to nie jest proste wytłumaczyć sobie, że to nie jest koniec swiata. Bo w tej chwili to jest.
widzę, że dawno nikt się w tym temacie nie odzywał…. cóż jak większość moich przedmówców również zostałam porzucona przez męża po 14 latach małżeństwa. O ironio dla mojej „przyjaciółki”, która doradzała mi ofiarnie jak rozwiązywać konflikty małżeńskie. Obecnie nie dość, że jestem w rozsypce to jeszcze muszę walczyć o syna, którego mój jeszcze mąż wszelkimi sposobami próbuje przekupić do zamieszkania z nim i jego „nową” szczęśliwą rodziną.
próbuję uwierzyć, że to nie koniec i jeszcze będę szczęśliwa ale na razie widzę tylko czarną czarność ….
może jak przeczytam Twój wpis Mariuszu po raz 10000 zacznę w to wierzyć. Dzięki.
zostawiła mnie ukochana po 8 latach,mamy coreczkę 6 letnia ktora jest dla mnie teraz calym moim życiem.Mieszkamy razem w jednym mieszkaniu wynajętym,jest mi niewiarygodnie ciezko,czuje sie jak intruz a nie stac mnie na wynajecie czegos samemu.Daje mi bardzo do zrozumienia że mam sie wyprowadzic ,nie obchodzi Ją gdzie ,ot poprostu.Nie wyobrazam sobie życia bez mojej coreczki,często spaliśmy razem,jak się nie załamać?nie mieliśmy ślubu,Ona nie sklonna do kompromisów,postanowila przezyc życie wsród kolezanek także po przejściach(tzw.singielkach z dziećmi).Prosze ewentualnie mnie odeslac gdzieś na inne forum,potrzebuje porozmawiać:(
Dodam iz mamy po 35 lat a życie dla mnie leglo w gruzach.Teksty typu czas leczy rany ,weż sie w garść,cale zycie przed Toba to dla naiwnych lub dla tych którzy nie kochali swoich bliskich,sens życia widzę dla mojej córci ktora niestety niczego nie rozumie,przecież tata mieszkasz z nami,zostaniesz prawda?? milczę …:(
Tak… takie teksty tylko bardziej dołują, niż pomagają. Małżonek porzucił mnie 2 lata temu po prawie 20 latach małżeństwa. Do tej pory nie mogę się pozbierać. Myślałam, że poznam innego mężczyznę, który pozwoli mi zapomnieć, ale się pomyliłam. To nie takie proste kiedy było się tyle lat z jednym, tym który miał być na zawsze… Mam 42 lata i czuję że już wypadłam „z obiegu”….
Fajny tekst , pozytywny :)w takich chwilach dobrze się czyta coś co pomaga rozgonic czarne chmury w głowie .
Zastanawialiście się kiedyś dlaczego ktoś kto był nam całym światem nagle odchodzi , porzuca , zakochuje się w kimś innym , ?
Nie przychodzi wam do glowy ze to my sami jesteśmy problemem , problem tkwi w nas i w naszym podejściu do związku .?
5 czy 10 czy nawet 20 lat staż bez znaczenia moim zdaniem , diabeł jak mówią tkwi w szczegółach . W takiej przerażającej dla nas chwili , kiedy świat który budowalismy z wysilkiem i wiara nagle rozpada się jak karciany kibelek mamy pelne prawo czuc sie oszukani , ponizeni , odarci z godnosci , zawiedzeni , wszystkie te uczucia jak najbardziej na miejscu i na czasie .
A czy nie jest tak ze przez lata Gubimy siebie , własną tożsamość , własną osobowość owladnieci dogadzaniu drugiej połowie ,przez co paradoksalnie stajemy się po prostu nudni, przewidywalni, zawsze pod ręką , gotowi zrobić i wybaczyc wiele w imie …. no wlasnie w imie czego?
Miłości ?Czy ta druga połowa czerpiąc z nas przez lata ma prawo nas porzucić ? Ano ma … jeśli w miejsce miłości , szacunku , przyjaźni , zaufania pojawią się zaprzeczenia tych zacnych uczuć . I nie wyrządza nam tym krzywdy , ależ nie , oddaje nam wielką przysługę jeśli tylko będziemy umieli dostrzec ze ten koniec świata , plaga egipska która zawaliła nam się na głowę w postaci zakończonego zgnusnialego zwiazku , niejednokrotnie okraszonego przemocą fizyczną i psychiczną to wybawienie , koniec wyroku , koniec O dsiadki , można nareszcie odetchnąć od awantur , nieprzespanych nocy , przeplakanych porankow , uczucia ze nie mamy wpływu na nic , huśtawki powrotów i rozstan , można zająć się sobą … A kim ja jestem … Nie pamiętam już , co lubię …. Nie wiem, czego nie lubię … Nie wiem , kiedy ostatnio zrobilam coś dla siebie … Nie pamiętam . Nędzny obraz skolowacialego od nadskakiwania , u slugiwania człowieka który dziwi ze partner/ka czując świeży powiew porzuca i gna za bryza.
Z poczucia obowiązku , próby zaglaskania partnera , oddania siebie bez reszty z nadzieją ze naszą połową to doceni (nie doceni)zgubilismy siebie , własną autonomię , pogrzebalismy własne potrzeby pod sterta prania które czeka na prasowanie ,wyrzeklismy się na własne zadanie samych siebie .
Staliśmy się nudni i nieciekawi .
Odzyskując siebie , szacunek do własnej osoby , godność zbrukana czasem przez lata , zostawiając delikwenta w spokoju i szczęściu z kimkolwiek , dajemy sobie szansę na uśmiech na twarzy , spokój w sercu , poukładany dom , spokojne noce i rzeskie poranki bez myslenia o tym co juz bylo i sie skonczylo . Pozytywny obraz siebie uwidaczna sie w zachowaniu, mówieniu , kontaktach z innymi , czy warto zapyziec w układzie który nadaje się już tylko do kuferka ze wspomnieniami?
Nie warto , ja wam to mówię ;)po 20 latach małżeństwa zakończonego rozwodem , kiedy świat miał się już kończyć … Ale nie skończył ;)po kolejnym rozstaniu z własnej nieprzymuszonej woli z przemocowym psychopata ;)po 10 miesiacach odchodzenia od zmyslow i desperackich prob ratowania resztek siebie … spokój w sercu i w głowie jest coraz większy , rany sie goja , co slychac widac i czuc;))